na hr. Sermazy postrzegła, że przedmiot ciekawości jéj, nie był ani młodym, ani ładnym, ani dostatnio wyglądał, ani bardzo dystyngowanie. Należał oczywiście do klassy bardzo średniéj, odziany był ubogo prawie — cóż w nim mogło tak wybredną istotę zajmować?
— Któż to jest? spytała hrabina.
— Cała drżę — wystaw sobie — to ten, który mi syna porwał...
W istocie był to Czokołd, powracający ze Spiżu, który dla pokupek dziecku potrzebnych zatrzymał się w Warszawie i nie wiedzieć jakim wypadkiem poszedł na hecę... około budy powracając do domu.
— Jeśli się nie postrzegł, szepnęła hrabina... trzeba korzystać z tego, pilnuj go osłoniwszy twarz, a ja wysunę się... pojadę do kogokolwiek, przyjdzie straż marszałkowska i weźmiemy go tutaj.
Teklunia cała była drżąca, zarzuciła zasłonkę na głowę, dała znak hrabinie i siedziała... nie spuszczając z oka Czokołda...
Powóz zaturkotał, przyjaciołka pojechała, winowajca stał.
Nie zdawał się mieć najmniejszego pojęcia o tém co mu groziło i nie śpieszył wyjść z widowiska, które wpuszczeniem kilku nieszczęśliwych psów obiecywało się stać dramatyczniejszém. Jakoż ta zwierzęca intelligencya rozmy-
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/372
Ta strona została uwierzytelniona.