śliwszy się zaraz u wnijścia, poszła przerwać spoczynek niedźwiedziowi, który przyparłszy się do drewnianego szalowania, podniósł się na tylne łapy i stanął w pozycyi obronnéj... Wszystko to jednak odbywało się powoli jakoś, i prolog stanowiło do właściwéj tragedyi. Wilk ruszył się nie w chęci wmieszania, nie miał najmniejszéj ochoty interweniowania, szukał niespokojny otworu, którymby się z tego towarzystwa niewłaściwego wyrwał na świeże powietrze. Piękna Teklunia mimo zajęcia, jakie teraz scena przedstawiać obiecywała, patrzała ciągle na tego człowieka‑wilka, który stał obojętny, znudzony, sam zapewne nie wiedząc po co tu przyszedł i na co czekał...
Są takie przeznaczeń godziny... Chwila oczekiwania wydała się pani stolnikowéj nader długą, ale też niełacno było o téj porze kogoś znaleźć w Warszawie, bo od panów i urzędników począwszy, do sług i pachołków, każdy tę godzinę miał za swą własną i szedł używać jak mu się podobało. Hrabina w ulicy pochwyciła kogoś znajomego i kazała mu szukać z sobą marszałka lub dowódcy straży jego. Nierychło, po kilku próbach próżnych, znaleziono ostatniego, a choć się wahał bez rozkazu swéj władzy postąpić tak zuchwale aresztując szlachcica, gdy znana pani wzięła to na swą odpowiedzialność, oddał się pod jéj rozkazy i
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/373
Ta strona została uwierzytelniona.