Pierwsze z nich przynajmniéj nie bardzo było potrzebne, los bowiem, który zawsze kartuje rzeczy bardzo zręcznie, gdy mu to na co się ma przydać, zrządził, iż stolnik sam się wybrał do Warszawy, aby przestać się rozkochywać w kuzynce z turkusowym pierścionkiem. Pomimo jéj zabiegów dla powstrzymania go w Ćwikłach, z rzadką w życiu swém determinacyą Cieszym pożegnawszy Marynię, wyjechał do Warszawy, i na pół drogi rozminął się ze sztafetą pędzącą do Ćwikłów, a niedomyślającą się, iż gospodarz ich o mało kołem o jéj biedę nie zawadził.
Przybył więc do Warszawy daleko prędzéj, niż był spodziewany, i nazajutrz doszły go jakieś plotki o człowieku, którego stolnikowa w hecy aresztować kazała. Tknęło go to... miał już iść sam się dowiadywać, gdy spotkał szambelana Grodzkiego, który acz już był stosunki bliższe ze stolnikową zerwał, liczył się zawsze do jéj dobrych znajomych. Spojrzawszy na szambelana i przypomniawszy sobie opowiadanie starościny, Kobyliński spłonął cały z gniewu, gdy jednak w niewinności ducha Grodzki go nader czule powitał, nie było sposobu za praeteritum plus quam perfectum wyzwać go na pojedynek. Kwaśną minę złożył szambelan na niesłodkie czasy i dusił rękę przyjaciela z czułością niezmierną...
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/377
Ta strona została uwierzytelniona.