kołd milcząco mu odmówił, co w oczach milicyi mocno go skompromitowało. Wnosząc z jego zachmurzenia i téj jakiéjś rozpaczy a zobojętnienia, pachołkowie mówili sobie, że co najmniéj kogoś zabić musiał. A że o napój, jadło i wygody wcale się też nie troszczył, kiwali bardzo głowami, przekonani, iż niepospolitego zbrodniarza pochwycili. Gdy z kartką zjawił się stolnik, mającą mu ułatwić wstęp do więzienia, poruszyło się wszystko, sam dowódca towarzyszył mu, i otworzywszy drzwi pozostał na straży w korytarzu.
Stolnik wszedł nie bez wzruszenia. Poczciwe jego serce tknięte było głęboko; gniew, oburzenie mieszały się w niém z jakąś żałością, że człowiek, którego był pokochał, któremu zawierzył, mógł się dopuścić takiego nad nim, tak obmyślanego i zdradliwego okrucieństwa.
Czokołd chodził po izbie wielkiemi krokami, gdy się drzwi otworzyły i w progu ujrzał stojącego, milczącego z załzawionemi oczyma Kobylińskiego. Zatrzymał się, stanął, wlepił w niego dzikie jakieś wejrzenie i czekał.
Tamten jakby nie śmiał progu przestąpić, wahał się, naostatek rzucił się gwałtownie i stłumionym od wzruszenia głosem zawołał:
— Człowiecze okrutny! com ja ci uczynił? powiedz, com ci uczynił, byś wszedłszy pod go-
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.