ścinny dach, mając sobie otwarte serce, postąpił tak bezdusznie?
— Ty, tyś mi nie uczynił nic, zaśmiał się Czokołd, — ale ojciec twój wydarł mojemu wszystko: majętność, spokój, zdrowie, życie, honor... Na kimże ja miałem szukać pomsty i zadośćuczynienia? Na tobie!!
— Jeśliś nie chrześciańsko jéj żądał, drżąc rzekł stolnik, który się do środka izby posunął: dla czegożeś nie wolał do otwartéj walki wystąpić? czemuś nie żądał odemnie zadośćuczynienia?
Czokołd ruszył ramionami z owym wyrazem szyderstwa, który czasem przybierał, gdy go wewnątrz coś jadło.
— Mój panie stolniku, odezwał się: zapytaj czemu jedni smakują w rydzach, gdy drudzy ich do ust wziąć nie mogą? Tak mi smakowało i gotowałem sobie przyprawę do mojego gustu! Z tego się przed wami nie będę tłómaczył.
— Aleś mi dziecko wziął! gdzie jest dziecko moje? zawołał Cieszym. Mów! dziecko! oddaj mi dziecko, a nic od ciebie więcéj nie chcę.
— Cha! cha! rozśmiał się Krajewski, i ja od ciebie więcéj nie chcę nic, tylko dziecka... Tego ci właśnie nie oddam.
— Coś z niém zrobił?
— Ja nic nie wiem o dziecku.
— Przecież tylko coś mówił o niém.
— Gadałem z gniewu — nie wiem... dodał Czokołd.
Siadł na stołku, podparł się na łokciu i za-
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/390
Ta strona została uwierzytelniona.