córki, jeśli można od rozwodu i od burzliwych przygód życia, którym z temperamentem swoim oprzeć się nie mogła. List Tekluni i odebrane wiadomości skłoniły starościnę do wezwania ojca Ksawerego na naradę.
Papiery leżały jeszcze na stoliku, dla formy podsunęła je przybyłemu starościna, chociaż wiedziała to z doświadczenia, iż dlań tajemnic nie było, i że zwykle on wprzódy wiedział co zawierały koperty, które do domu przychodziły, niż ta, do któréj adresowane były. Udał wszakże, iż je przebiegł oczyma i milcząc pokornie odsunął.
— Mojém zdaniem, ojcze, odezwała się bez żadnego wstępu starościna: należy mi zaraz jechać do Warszawy i korzystać z tego, że Kobyliński tam jest, aby małżeństwo pogodzić. Nie rozpaczam, jest to wszystko możliwe, mam środki... zdaje mi się... obowiązek matki mi nakazuje...
O. Ksawery z razu zmilczał łagodnie, oderwany rożek papieru od listu wziął w usta i kąsał go bardzo flegmatycznie, głowę spuszczał to podnosił, nie mówiąc nic, jakby się mieszać do sprawy i rady narzucać nie chciał. Ale znała go starościna, że gdy taką rolę odgrywał, już to nie zwiastowało, aby projektowi jéj był przyjazny.
— Coż mówisz, ojcze Ksawery? zapytała.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/400
Ta strona została uwierzytelniona.