Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/406

Ta strona została uwierzytelniona.

życzyła też sobie być blizko kościoła i mieć własny kątek, najęto więc bardzo paradny apartament na Krakowskiém, który właśnie po wyjeździe posła jakiegoś wakował. Nie mylił się może ksiądz Ksawery, w podróży téj domyślając się niebezpieczeństw dusznych, i gdyby zajrzał w myśli a uczucie starościny, któréj Warszawa młodość, jéj chwile wesołe, marzenia, złudzenia, zabawy przypomniała zbyt żywo, gdyby dosłyszał wstrząśnień stłumionych, od których wieczorem wsparta na balkonie, chociaż z różańcem w ręku, wstrzymać się nie mogła, byłby się mocniéj jeszcze zatrwożył. Starościna nie poznawała sama siebie, serce było ściśnięte grzesznym żalem po ziemskiém szczęściu, po uronionych nadziejach... łza, łza nie skruchy, ale bolu wydobyła się z pod powieki.
W téj duszy gwałtownie uspokojonéj mrozem, ciepło otaczające wywoływało napowrót wszystko, co w niéj było zastygło, ale z niéj nie uszło. Ze dna stare męty życia dobywały się na nowo i postępowały burząc się na powierzchnię. starościna ulękła się saméj siebie i schwyciwszy różaniec w dłonie gorące, wróciła z balkonu do samotnego salonu. Wypadek... czy są na świecie wypadki? — chciał, by ten salon widział niegdyś panią swą, scenę jéj życia. Jak przez sen wyszły przed nią postaci namiętne i namiętności z sobą przyniosły. Jedną z nich był młody wówczas Krajewski.