schowane... potrzebowało mojéj opieki, a pozbawione jéj zagrożone zostało... coby wynikło z trzymania mnie tu w więzieniu napróżno? Że ja o dziecku nie powiem, to pewna... a jeśli ono mrzeć będzie głód...
— Mamyż się go wyrzec? spytała kobieta łagodnie.
— Toby było najlepiéj — rzekł Czokołd... mogę wam zaręczyć, że z tém mu nie gorzéj będzie...
— Aleś waćpan oszalał...
— Po trosze... rzekł Krajewski... Mimo to jednak, jeśliś waćpani sądziła, że mnie rozczulić potrafisz i wydobyć zeznanie i skruchę dla jeszcze zawsze pięknych jéj oczu... jeśliś pani sądziła, że dam się unieść uczuciu, że się zapomnę...
Domawiał tych słów, gdy z trzaskiem wielkim znowu otwarły się drzwi, piękna Teklunia nie wiedząc nic o bytności matki w więzieniu, biegła sama jeszcze siły macierzyńskiéj wymowy próbować na człowieku bez serca...
Wpadła rozgorączkowana, przestraszona, i ujrzawszy matkę stanęła w progu... Spojrzały na siebie, Czokołd ustępował w głąb izdebki...
— To próżno, głośno poczęła starościna do córki: ani ty, ani ja, ani nikt nic na nim nie wymoże...
Stolnikowa załamała ręce.
— Panie! cośmy my panu uczynili? co ja,
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/414
Ta strona została uwierzytelniona.