Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/415

Ta strona została uwierzytelniona.

biedna matka, abyś się tak srogo mścił nad nami?...
Nie dał jej dokończyć Czokołd drzwi jeszcze były na pół otwarte, zawołał pachołka...
— Cóż to jest! krzyknął — czy to więzienie czy gospoda? Ja nie chcę tu mieć nikogo oprócz sędziego i kata, i to co najprędzéj. Nie mówię słowa więcéj i żegnam państwa.
Wskazał drzwi, a sam poszedł do okna i głowę wsunął między kraty.
Od czasu jak więzień przez straż marszałkowską ujęty coraz częstsze odbierał odwiedziny dostojnych osób, które powozami przybywały i wyglądały bardzo poszanowania godnemi, pachołkowie i cała służba poczęła mieć i dlań większe daleko względy... Mógł to być wprawdzie zbójca i wielki zbrodzień, ale nie ulegało wątpliwości, że miał znakomite stosunki i należał do uprzywilejowanych. Rozpatrzono się też w jego twarzy i postawie, i wnoszono z nich, że nie był lada hetka pętelka. Przez ludzi też bryznęło coś do więzienia o tém, że dziecko porwał, a nie zwyczajny ten występek, kazał się domyślać jakiéjś tragedyi, intrygi, kobiecych spraw i t. p. Nie można zaprzeczyć, iż tego rodzaju historye zajmują wielce i pociągają ku bohaterom, którzy w nich rolę odegrywali. Nie był to w oczach otaczających pospolity rzezimieszek i lada rozbójnik, ale jakiś desperat... Przypatrywano mu się przez