Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/418

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzobym wam był wdzięczen, rzekł szlachcic dobywając sakiewki, napiszę na karteluszu o co mi idzie... I za jednym razem, jeśli już grzeczni tak dla mnie jesteście, gdyby flasza albo dobry dzban miodu... najlepiéjbym zęba utulił... A napilibyście się też zemną... No, i zapomniałem... bawełny kawałek, aby lekarstwo na ząb przyłożyć...
To mówiąc, położył Czokołd czerwony złoty na stoliku, Wyrwicz się zbliżył.
— Nie jestem od tego... rzekł, nawet od szklaneczki miodu! uśmiechnął się... Ale, jakiż jegomość lubi? stary? wytrawny? co?
— A no! jeśli pić to nie cieńkusz — odpar‑ Czokołd, którego z przyjemnością wielką widział rozgadującym się Wyrwicz
— Znać mu coś niezłego dziś przynieśli ci odwiedzający, rzekł w duchu klucznik, kiedy się tak rozruszał... Więc — dodał głośno — powtarzam komendę... lekarstwo wedle notatki, bawełna i miód. Miód wezmę, mój dobrodzieju,