u pana Stanisława, Lewartowski jest przedziwny.
— A stary?
— Średni... bo stary ten co go zowią od Wiednia, z czasów odsieczy, to dukat za butelkę.
Czokołd dobył drugi czerwony złoty i mruknął: — Najstarszy...
Wyrwicz ruszył brwiami i do drzwi pośpieszył wesoło...
Po wyjściu jego Czokołd, który z otwierających się drzwi korzystał, by w korytarz spojrzeć, począł chodzić po izbie i opatrywać wszystkie kąty...
Bardzo zręcznie ujął drzwi za wystające listwy i popróbował jak siedziały... Wzruszyć je wszakże łatwo nie było... Siadł za stół, dobrze już ciemniało, gdy pośpiesznym, po kulaniu znacznym z dala krokiem nadbiegł Wyrwicz.., Miał na sobie jak przyszedł z miasta wprost, lekką opończę od deszczu, czapkę nasuwistąi a pod połą flaszkę czarną, flaszeczkę małą i waty tyle przynajmniéj ileby starczyło na małą poduszeczkę... Wszystko to złożył na stole, a dodatku z sumiennością wielką talar, dwuzłotówkę i pół garści miedziaków. Resztę pieniędzy Czokołd odsunął, milcząc i dając znać, że ich nie przyjmuje... Wyrwicz narzędzie do odszpuntowania miał za pasem, szklanka jedna znajdowała się w izbie... przypomniawszy sobie wszakże iż był proszony, poszedł zaraz po drugą... Ledwie był za progiem, gdy do pozostałéj szklanki nalał miodu Czokołd, dodał lekarstwo przyniesione ile go było i postawił na stoliku...
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/419
Ta strona została uwierzytelniona.