— Jesteś wolny, rzekł stolnik; teraz jako ludzie swobodni po ludzku z sobą pomówmy.
— Mówmy, już mi to życie dojadło... odezwał się Czokołd, mówmy...
— Ale moje dziecko żyje...
— Żyje i zdrowe, panie stolniku, a wiesz dla czego ci go nie oddam?
Westchnął... po krótkiém milczeniu dodał cicho:
— Dla tego, żem je pokochał, że ono mi zastępuje rodzinę, daje życie nowe, nadzieję, że potrzebowałem kogoś umiłować zeschłém sercem, aby je odżywić... No! i panu Bogu się podobało w zemście mi dać daleko większe szczęście niżem się go mógł spodziewać. Wy, panie stolniku, macie wszystko... majątek, znaczenie, możecie mieć żonę... będziecie mieli dzieci... ja, ja mam zgryzoty, żale, nędzną, przeszłość, przyszłości żadnéj, i Pawełka. Pawełek przy mnie zostanie.
Stolnik słuchał jakby uszom nie wierzył.
— Mówże mi ty o nim, zawołał, gdzie on? jak mu jest? ja go tak kocham!... Czokołdzie! miejże serce...
— Mam ja, ale tylko dla siebie i dla dziecięcia, począł szlachcic, dla nikogo więcéj; dziecko moje jest i mojém zostanie. Kwita z Ćwikłów, z zemsty, dam acaństwu pokój, ale Pawełka mieć nie będziecie... bo go nie dam...
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/427
Ta strona została uwierzytelniona.