Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

ochoczy, żartobliwy, to znów mruk, chmurny i jakby nie chciał słyszeć co do niego mówiono. I nie można było zbadać, tak się przynajmniéj p. Lambertowi zdawało, co przyczyną było téj nagłéj odmiany; czasem słowo jakieś obojętne, nazwisko, wspomnienie miejsca. Naówczas nietylko mowa, ale mu się oblicze mieniło do niepoznania, i póki nie wrócił do równowagi, straszno wyglądał. Uważano też, że ze sługą, którego z sobą wziął, podobnie się obchodził, raz go bezczeszcząc od czci i wiary, to znowu prawie z nim będąc po bratersku.
— Że chimeryk to chimeryk, mówił w duchu poczciwy Lambert, ale człek poczciwy... te humory trzeba mu przebaczyć, bo kto tam wie co przecierpiał ten człowiek i z czego to płynie!
Ubogo niby koło niego było, odzienie proste i niewykwintne, a mimo to fantazya pańska, o grosz się nie potargował, nie szczędził go wcale, i poczynał sobie tak, jakby mu go zabraknąć nie mogło. Buta też w nim siedziała niemała, i z wejrzenia zaraz znać było choleryka i niebezpiecznego subjekta. Ale u nas naówczas takowe rozbujanie charakterów nie było rzadkie, owszem dodawało ludziom soli i pieprzu, a mdłego takiego co ni pachniał ni śmierdział, nie radzi widzieli bracia, podejrzewając, że w wygładzonym i pobielanym grobie coś skrytego siedzieć musi.
W Krakowie na Kazimierzu przyjęci byli z wielkim respektem; gospodarz dwie izby najporządniejsze im dał, a sam ubrawszy się w żupan odświętny na usługi stanął, bo pełnił przy panu Cieszymie funkcye faktora. Ledwie na próg weszli, już Lambert, który gęby utrzymać ani umiał ani chciał, opowiedział Aronowi Lejbowiczowi swoją nieszczęśliwą przygodę leśną, i wskazując Czokołda, kazał jemu dziękować za to, że żyje, co też żyd spełnił. Po tych utrapieniach podróżnych tu się roztasowali na dobre, bo dni parę miał dla interesu spędzić