Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.

tów magnata, i nikt się nie usuwał od ogniska, chyba najubożsi, którym wstyd się tam było pokazać.
Przez całą zimę trwały niemal od Wszystkich Świętych różne w rezydencyi uroczyste przyjęcia, zabawy, obchody, wigilie, Nowy Rok, imieniny, zapusty, święte Józefy, wielkanocne stoły... aż póki wiosna znowu nie nakazała myśleć o wycieczce za granicę. Przywożono z niéj zawsze zasób na zimowe wieczory, książki, muzykę, opowiadania, sztuczki, które grać miano i t. p. Naówczas jeszcze, choć stary porządek społeczny już się powoli rozpadał, trzymał go obyczaj i nałóg po wsiach w dawnej mierze, nie dzieliły się tak klassy jedne od drugich, nie waśnili tak ludzie o prawa, znaczenie i pierwszeństwo... Uznawano co tradycya z sobą przyniosła i żyło się patryarchalnym porządkiem.
Nie powiem, by było lepiéj, lecz było jakoś inaczéj, nietylko u nas, ale wszędzie. Zdawało się nawet w tych zaciszach, że tak sobie może zostać na wieki... Były to czasy, w których się jeszcze doskonale po staremu bawić umiano; zabawa, któréj my dziś nie znamy, bo dziś są tylko zbytki lub rozrywki, była żywiołem niezbędnym, bez którego żadna nie obchodziła się okolica. Gdzie nie było domów magnackich, aby się tam młodzież zebrała, zjeżdżano po kolei do małych dworków i ściany ich rozszerzały się jak serce gospodarzy, wedle słów poety.