tak kokietujesz... Nikt go nie zna... zmiłuj się... droga moja, miéj się na baczności... ludzie źli i zazdrośni.
Bardzo rezolutna Astrea odwróciła się do mamy z żywą odpowiedzią:
— No, to niech sobie plotą co chcą! Jeden chłopiec co przecie do człowieka podobny... trudno żeby się nie podobał... Nic nie popełniłam tak zdrożnego, żem z nim parę razy tańcowała...
— Bądźże ostrożną...
— Ale moja mamo...
— Duszyczko ty moja... gorączko ty moja... proszę ciebie!
I pocałowała ją w czoło.
Rada macierzyńska o tyle skutkowała, że Astrejka ciszéj mówiła z chłopakiem, któremu zawróciła głowę; ale do białego dnia byli prawie razem ciągle, i przy rozstaniu ponowił jéj przyrzeczenie pan Paulin, że do rodziców jéj przyjedzie, czego Astrejka była najpewniejsza...
Dzień ten cały odznaczył się ożywioną zabawą, harmonią wielką, najmniejszéj zwady i sporu nie było, wesołość niezmierna, a gdy znużeni goście rozjechali się i rozeszli do gospód, nie mogli się gospodarstwa przyjęcia i gościnności odchwalić.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/449
Ta strona została uwierzytelniona.