według starego obyczaju, i stolnik nawet niecierpliwie go wyglądał.
Ale minął tydzień a kawalera widać nie było, i stolnikowa powiedziała, że niegrzeczny, a Astrea posmutniała... Jednego dnia pan Kobyliński wyszedł był w pole dla uspokojenia sumienia, żeby też zobaczyć jak pod len późny zrobiono rolę, — bo niby to gospodarował. Wracając usłyszał tętent za sobą. Drogą szedł powozik nieznany mu, czterma mierzynami zaprzężony w węgierskich szlejkach... Gdy się zbliżył, poznał w nim siedzącego pana Paulina Krajewskiego; serce mu wesoło uderzyło. Konie kazał zatrzymać, młody chłopak wyskoczył z wózka i przywitał serdecznie gospodarza.
— Korzystam z łaskawego pozwolenia, i stawię się złożyć państwu moje uszanowanie, rzekł wesoło; nie mogłem wprzódy, gdyż pan Twardoszewski po powrocie z imienin mocno chorował, a mego dobrego opiekuna odstąpić mi się nie godziło...
— Niechże koniki idą do stajni, przodem, proszę i obliguję, odezwał się stolnik; a my sobie gawędząc pieszo podążymy za niemi...
Dał znak pan Krajewski słudze, który z wózkiem ruszył, a sam przy gospodarzu został... Rozglądał się nader ciekawie po okolicy.
— Czyś pan tu w tych stronach nigdy nie bywał? spytał stolnik.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/455
Ta strona została uwierzytelniona.