rwał się z tapczana pomieszany bardzo, a i pan Rafał też ze zdumieniem i nadzwyczajną jakąś natężoną uwagą podniósłszy głowę przypatrywał się długo w milczeniu szlachcicowi. I patrzał potém jeszcze, patrzał posłyszawszy nazwisko, oglądał się, a choć był rozmowny zwykle, z razu do słowa przyjść nie mógł.
Choć pewną było rzeczą, że się ci ludzie nigdy w życiu nie spotkali i nie widzieli, boby się sobie byli przypomnieli, wydawało się jakby starzy znajomi byli, nie chcący się poznać czy nie pewni, że się jeszcze na żywe oczy widzą. Przyszedłszy do siebie Jak, począł zaraz bardzo troskliwie badać pana Jana o procedencyę, jak to u szlachty zwykle bywa, ale mu Czokołd usta zamknął wnet, ozwawszy się:
— Mój mości dobrodzieju, tyle tylko powiedzieć o sobie mogę, że się zowię Jan Czokołd, że familia moja z Litwy pochodzi, i że musiałem od świata uciec, bo mi się we znaki dał... Sam jeden jestem jak palec, nikogo nie znam, o własnéj niemal przeszłości zapomniałem...
Rafał też łagodnie to przyjąwszy, gdy właśnie wódkę przed obiadem pić mieli, do Czokołda kroplą przepił dla zwyczaju i już nie pytał więcéj. Siedli tedy do owego obiadu, w którym wszystko było zbieraną drużyną, trzy szklanki każda inna, trzy kieliszki różnéj miary, a talerze każdy z innego dworu. Ale gdzie wesoło i dostatnio, nic to nie szkodzi. Było i innych śmieszności dosyć, bo szczupak wyjechał na ociosanéj dranicy owiniętéj serwetą, choć wzrost jego nie usprawiedliwiał tego rodzaju półmiska, kurczęta przyniesiono w głębokiéj misie. Ale wszystko było smaczne i węgrzyn tłusty, gęsty, doskonały...
Ten się dopiero zjawił przy pieczystém, wprzódy bowiem pili lżejszy, czysty, wystały. Czokołd, jak to był zauważył wprzód gospodarz, prosić się nie dawał, pił jako człek, który do trunku nawykł ani się go boi, przecie mu nad sobą zapanować nie da. U stołu Rafał rozweselony opowiadał o życiu swojém w Krakowie,
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.