powoli szukając drogi ku stajni. Ale drzwi na dole były pozamykane i wyjść inaczéj niepodobna tylko przez ganek od ogrodu, do którego już był ktoś wcześniejszy od niego szklane drzwi otworzył. Wysunął się więc tędy i znalazł się w ogrodzie, zkąd sądził, że mu już łatwiéj się będzie dostać na dziedziniec.
Wczorajszego dnia idąc na spotkanie pań, widział już ogrodu tego cząstkę małą, i zrobiła na nim właśnie najsilniejsze wrażenie, które się i teraz odnowiło... Był najmocniéj przekonany, że tę figurę kamienną otłuczoną znał i że do niéj z łuku strzelał. Powrót do téj wizyi rozgniewał go niemal na samego siebie; śmiało więc wkroczył daléj w ogród, aby się z sobą rozprawić i wybić sobie z głowy te widzenia. Napróżno: im daléj bowiem postępował w głąb ogrodu, tém szpalery, kanały, tarasy, drzewa, altany, żywiéj mu się przypominały dziecinnych lat znajomością. Z kolei tak teraz przepowiadała mu pamięć, co miał gdzie znaleźć, iż nie omyliła się nigdy. Krajewski pod wrażeniem strachu nieopisanego nad tym fenomenem dusznym, którego zrozumieć nie mógł, przypadł na ławce... Przypatrywał się jéj z trwogą jak innym przedmiotom, bo był przekonany, że i tę ławkę kamienną znał... Powoli myśl rozbudzona coraz mocniéj zaczęła mu przywodzić sceny zapomniane z lat dziecinnych, które się
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/461
Ta strona została uwierzytelniona.