Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/463

Ta strona została uwierzytelniona.

mawiał już koronkę przechadzając się po ogrodzie.
— Muszę wyjeżdżać, odparł Paulin; chciałem wyjść z domu do stajni, aby ludzi pobudzić, a tu się z ogrodu wydobyć nie umiem...
— Ale po cóż tak rano? spytał Oxtul. Wprawdzie dla koni chłodek to dobry... a no, bez kawy i ciepłego pożywienia nie puszczą pana i gniewaliby się gdybyś tak odjechał...
— Ludzi jednak pobudzić muszę... i bardzobym był obowiązany panu, gdybyś mi wyjście ztąd ułatwił.
— Z miłą chęcią, rzekł Oxtul; ale z warunkiem, żeby nie uciekać, czasu dosyć, dzień nie będzie gorący...
Poszli tedy razem, a rezydent pokierował ku przysłonionéj furtce ogrodowéj, tak, iż wkrótce znaleźli się niedaleko od stajeń, gdzie już czujna służba młodego pana ruszała się przy koniach. Dosyć więc było jednego słowa, ażeby przyśpieszyć zaprzęganie. Oxtul poprowadził do ogrodu, a przezeń do oficyny, prosząc do swéj izdebki i obiecując, że on zaraz tu kawę przynieść każe.
Zamieszkana przez Oxtula komnata w oficynach nie bardzo była przeznaczona na przyjmowanie gości, ale z biedy było w niéj parę krzeseł i jeden stolik, na którego rogu kawa stanąć mogła. Całe to mieszkanie, w którém Oxtul ze skrzętnością wiekowi i stanowi wła-