mające, kawałki sznurków, wyporki z nici... Co jednak najbardziéj zwróciło uwagę przybyłego, to wiszący między odzieżą wyszarzaną, przykryty nią prawie spencerek dziecinny z guzikami błyszczącemi.
Oczy w niego przerażone wlepił pan Paulin i zawołał:
— A cóż to tu robi?
— A! to historya cała! zaraz ją panu opowiedzieć mogę, ale niech‑no pan siada... Wziąłem dla schowania tę sukienkę, aby się poczciwy stolnik, ciągle w nią wpatrując, do zbytku nie rozczulał i nie gryzł. Trzeba wiedzieć, panie dobrodzieju, że państwo mieli synka ukochanego, pierworodnego, którego osobliwszym sposobem postradali... Ostatnia to jego sukienka... Stolnik po nim dotąd płacze...
— Cóż się z nim stało? zapytał Krajewski.
— Teraz to już podobno umarł, nawet pewnie mu się zmarło, ale był przez zemstę ukradziony, porwany, w bardzo młodym wieku... przez...
— Tu już miał nazwisko Krajewskiego powiedzieć Oxtul, ale przypomniawszy sobie, że z Krajewskim też mówił i że mu to przykro być może, dokończył inaczéj i wymienił Czokołda.
Młody człowiek słuchał z zajęciem wielkiém.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/465
Ta strona została uwierzytelniona.