Po nad zemdlonym stolnikiem, pokląkł milczący i blady gospodarz... Jemu w téj chwili na myśl przyszło wrażenie, jakiego doznał pierwszy raz przybywszy do Ćwikłów... i owa sukienka dziecinna, którą na sobie pamiętał...
Płacząc, śmiejąc się, ściskając dziecię odzyskane, bo już był pewien Kobyliński, iż syna swego w nim znalazł, powstał z omdlenia... Oxtul się modlił złożywszy ręce... rozmowa dziwna, niedająca się powtórzyć, poczęła między nimi.
Przypomniał sobie Paulin opieczętowane pismo przybranego ojca, które miał prawo i obowiązek otworzyć, zabierając się do ożenienia... Leżało ono w biurku, poszedł po nie, rozłamano pieczęcie. List był następującéj treści:
„Długo tajoną prawdę zmuszony jestem wyznać tobie, którego jak własne dziecko kochałem. Bóg raczy wiedzieć gdzie cię serce pociągnie; winienem ci w chwili gdy gniazdo dla nowéj rodziny słać zamierzysz, jeśli nie całe wyznanie, to choć przestrogę. Jesteś prawnie i wedle serca synem moim, ale nim nie byłeś i nie jesteś wedle krwi. Urodzenie twe musi być okryte tajemnicą, bo nie chcę, abyś wrócił tam
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/482
Ta strona została uwierzytelniona.