Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/487

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzieć, a doprawdy sama nie wiem. Kochasz Paulina? Mów, ale mów mi otwarcie.
Astrea się zarumieniła, ale nie okazała nadzwyczajnego zdziwienia ani niepokoju.
— Mów, czy kochasz Paulina...?
— A gdybym go kochała? spytała córka z uśmiechem.
— To ci muszę powiedzieć, że z tego kochania nic nie będzie...
— Doprawdy?? dziwnym głosem odpowiedziała dzieweczka: doprawdy? a dla czego? czy co jest przeciwko niemu?
— Nie ma nic! jest dobry, jest miły, jest mądry, jest piękny, wszystko co chcesz... ojciec i ja kochamy go jak syna... a przecież ty za niego pójść nie możesz?
— Więc cóż to za zagadka? czy mama sobie żartuje?
— Uzbrój się w odwagę, i chodź tu, nastaw ucho, bo jeszcze o tém głośno mówić nie można... Paulin jest — rodzonym twoim bratem, tym Pawełkiem który był zginął...
Dziewczę stanęło strwożone jakieś, zmieszane, i załamało ręce...
— Wprawdzie nie będziesz już jedyną naszą dziedziczką, i w sercu naszém masz teraz rywala, ale starczy ono na was dwoje i majątek też...
— Paulin... mój... brat!! powtórzyła wolno Astrea... mój brat...
Chwilkę jakąś zdawała się walczyć z sobą, potém milcząca rzuciła się matce na szyję i szepnęła:
— Paulin jest moim bratem!... takie rzeczy niesłychane, nas... mnie tylko spotkać mogły...
Uściski matki ułagodziły pierwsze bolesne wrażenie; potém zamknęło się serce dziewczę-