dy, albo całemi tygodniami widywać nie chciała. Zamykała się w swoim pokoju, nie wychodząc czasem po miesiącach, a potém rwała się do miasta, do ludzi, choćby do tańca i wrzawy. Zabawa ją zwykle unosiła do chorobliwéj wesołości, a po niéj następował upadek sił, humoru i ochoty do życia. Szczęściem Lambert był łagodny, dobry, zakochany w niéj, i raz sobie powiedziawszy, iż to wszystko pochodzi ze złego jéj zdrowia, dźwigał ten ciężar szczęścia swego z rezygnacyą i spokojem. On łagodził i zaradzał na te wszystkie fantazye pani.. z cierpliwością niewyczerpaną.
Ich dwoje, mały synek kilkoletni Pawełek, stara ochmistrzyni, która jeszcze pana Cieszyma niegdyś wychowała, rezydentka daleka krewna, ekonom, trochę sług, a czasem ksiądz kapelan, składali cały dwór. Nawet w tym kącie o gościa nie było łatwo, choć sąsiedztwo mieli liczne, ale rozproszone, a w niektórych porach roku, gdy wody porozlewały, niełatwo się tu i ztąd było gdzie dostać. Niedziw też, iż na długie jesienne i zimowe wieczory życzył sobie teraz Lambert rezydenta, coby mu dwór ożywił, plotkę przyniósł, z którymby zresztą choć o pogodzie można pomówić, bo jejmość czasem po kilka dni wzdychając tylko, ust nie chciała otworzyć.
Lambert, który i Pawełka i żonę kochał czule, wracając teraz do domu z dłuższéj podróży, im bliżéj był Ćwikłów, tém niespokojniejszy jak jejmość zastanie... jak będzie przyjęty; a że listów dawno nie odbierał, troszczył się też co za nowe biedy znajdzie, o które nigdy człowiekowi
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.