Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Na małym rynku po chwilowém zbiegowisku już znowu było pusto i kozy chodziły szukając siana przed karczmami. Zwabiony snadź turkotem bryczki staruszeczek, dziad zgarbiony, przywlókł się od kościoła do gospody o kiju. Zmierzał do wrot, gdy podniosłszy głowę zobaczył siedzącego Czokołda i stanął wryty. Na twarzy jego odmalowało się zdziwienie, przestrach i trwoga jakaś. Zaczął się kręcić, i słowa nie mogąc wymówić stał, stał, patrzał, chcąc uciec a nie mogąc się ruszyć z miejsca. Zdaje się, że Czokołd go też zobaczył i twarz na chwilę zapłonęła mu rumieńcem, ale wnet wróciła do swego dawnego pergaminowego koloru. Dziadek nie odważywszy się poprosić o jałmużnę, po długiéj chwili zawrócił się, odszedł kilka kroków, stanął jeszcze, patrzał, i nagle, jakby go co pędziło, chodem niezwyczajnym napowrót ku kościołowi podążył.
Czokołd zaraz po jego odejściu wstał z siedzenia żywo i wszedł do izby, w któréj jesz-