Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

cze pan Lambert rozmawiał z Salomonem. Przedmiotem rozmowy była nowina osobliwa. W majątku graniczącym z Ćwikłami, w którym od lat piętnastu nikt oprócz ekonoma nie mieszkał, osiadł teraz młody dziedzic. Znano go ledwie z nazwiska, gdyż od młodości bawił w stolicy przy dworze. Z razu majętność była w dzierżawie, potém nią rządził ekonom, więc też nie było ani dworu, ani ogrodu, ani takiego pomieszczenia, do jakiego panicz mógł być przywykły. Salomon opowiadał właśnie, iż domniemywano się, że ta ucieczka z miasta a zakopanie się na wsi, musiały mieć jakieś pobudki tajemnicze. Sąsiad nazywał się Grodzki, był paziem przy królu, potém szambelanem. Rodzina ta Rolitów Grodzkich znana w Łomżyńskiém, zacna, stara, nie była wcale bogata, ale ojciec pana Alberta dorobił był znacznie fortuny.
Salomon opowiadał właśnie tę historyę z dokładnością człowieka, który dba, aby jego powieść miała pewne wykończenie i barwę, ale, jak zwykle ludzie nie nawykli do budowania relacyj, gubił się w niepotrzebnych szczegółach, zapominając o rzeczach najważniejszych, wracał potém do ogólnego toku i znowu błądził w epizodycznych fioryturach. Pan Czokołd wszedł na opowiadanie, żyd stary odwrócił się nieco, i zobaczyszy go, stanął z ustami otwartemi, zdziwiony, jak się zdaje, przybyciem nieznajomego. Pomiarkował się jednak w prędce, gdy stolnik do towarzysza przemówił, i począł daléj opowiadanie, ale to mu się już zupełnie nie wio-