Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

kające w Mieczsługach słychać tu było. Szło stolnikowi i o to, czy nowy dziedzic, który już dwór budował, był myśliwym czy nie? Dumał też nad tém, czyby się z nim poprzyjaźniwszy nie można mieć miłego towarzysza? Opisy wszakże Salomona grzeszyły zawsze jedném: żyd wiedział mnóztwo drobnostek, a mało znał człowieka.
— To jest pewna, rzekł, iż bardzo fein przyjechał karetką, kamerdyner, lokaj, kucharz, bryka... Z folwarku zaraz wyrzucili ekonoma do prostéj chaty, a we dwa dni zrobili z niego fein elegancki domek. Teraz to już się dwór buduje i ogród zakłada... i wszystko... ale co to pieniędzy będzie kosztowało!
Żyd aż westchnął.
— Czy był gdzie? spytał Lambert.
— A jakże! u wszystkich sąsiadów, u wszystkich, w Horoszkach u panów Horochów, w Maślance u Słomińskich, w Suchych Wodach u Judzkich, nawet u jaśnie pana.
— Toś mi już wspominał, ale przyjęli go tam czy nie?
— Owszem, owszem; jaśnie pani była zdrowsza, gadają, że siedział z godzinę i kawę pił, i bardzo się jemu w Ćwikłach podobało.
— No, to nie dziwota, zwłaszcza po jego Mieczsługach, bo to już taki kąt zapadły, że obrzydliwszego nie znam.
— Co to proszę jaśnie pana, zapadły?... ale tam grunta nie są złe i trzy młyny, a jeden roczny... i z foluszem. I las ma kapitalny... no,