Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

co to gadać! to dobry majątek...
— A ja mu go nie zazdroszczę.
— Nie ładny, to prawda, dodał żyd, ale (jeden wyraz miał na wszystko) ale fein...
Jeszcze rozmawiali o panu Grodzkim, gdy zaturkotało, żyd rzucił się do okna i pochwycił za głowę. Można było powiedzieć — o wilku mowa a wilk za płotem, bo właśnie karyolka warszawska pana szambelana zatoczyła się przed gospodę i Salomon wybiegł na spotkanie.
— A to się doskonale składa! rzekł śmiejąc się Cieszym; gotowiśmy się tu i poznać zaraz. Nie chciałbym mu się narzucać tak zaraz, ale zobaczymy. Jeśli się zręczność nadarzy, winienem mu przecie wizytę, to mu ją tu oddam. Bo, przyznam ci się, rzekł do Czokołda, bardzo tego człowieka ciekaw jestem.
— Ja tego nie rozumiem, odpowiedział szlachcic. Człowiek jak i drudzy, że nie lepszy to pewna, może gorszy, ale że dworak, że się tam o stolicę wycierał, zaraz wam pożądany i macie przed nim taki respekt... że nie jeden poczciwy mógłby go pozazdrościć.
— E! bo z waćpana tetryk! odparł Cieszym. Nawykłeś w tych górach do pustyni, ludzie ci obrzydli, a my wszelkiego ducha żywego czcimy, bo nas tu szlachty mało i rzadko porozsadzana.
Więc, że byli różnych zdań a spierać się nie chcieli, zamilkli. W gospodzie rozruch się zrobił wielki, bo drugiéj pono izby gościnnéj osobnéj nie było, wyprzątano więc pierwszą para-