niosłszy oczy i zobaczywszy Czokołda, szybko się cofnął i uciekł.
Ludzie tego nie uważali, ale siedzący na bryczce namarszczył się srodze. W ciągu podróży do Ćwikłów nie zaszło nic szczególnego; szlachcic pogrążony był w myślach, a chwilami zdawało się jakby miał łzy na oczach. Jakieś wspomnienia czy żale dręczyły go, bo niezwyczajnie okazywał się poruszonym, tak, że ludzie towarzyszący mu posądzili go o chorobę. Im bardziéj zbliżali się ku Ćwikłom, tém wzruszenie to było jawniejsze, a wywoływały je szczególniéj spotykane po drodze wsi, budowy, ludzie, którym się z gorączkową przypatrywał ciekawością. Naostatek wyjechawszy z lasu, zobaczyli wśród ogrodu i drzew piękny dwór i zabudowania. Czokołd wychylił się. Usta miał zacięte, oczy pałające, ręką pochwycił za drążek jakby go na miazgę miał zetrzeć, i popatrzawszy tak chwilę, przemógł się, uspokoił zupełnie, aż przybrał minę obojętną.
Zapewne poruszała go tak myśl, że może na łaskawym chlebie, w tym kącie życia będzie musiał pognębiony dokonać. Cokolwiek myśla‑ i czuł, to pewna, iż okazywać po sobie nie chciał wrażeń, i tak twarz ułożył, jakby mu już wszystłko w świecie było obojętne. Oczyma wszakże wodził po okolicy i zdawał się szukać niemi różnych przedmiotów w oddaleniu.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.