własnym domu, o przekąsce już pomyślałem.
W téj chwili wybiegł kilkoletni ładny chłopaczek, synek gospodarza, jak dwie krople wody do niego podobny, tylko z oczyma czarnemi, i ciekawie się począł wpatrywać w pana Czokołda. Ojciec i syn zaprowadzili go do oficyn, gdzie w istocie pokoje były oczyszczone, a przekąska na stole.
— Miarkujesz, mój dobry, rzekł stolnik, że po długiéj niebytności w domu mam tyle do czynienia i do mówienia, iż ci służyć nie mogę, ale na wieczerzę wkrótce zadzwonią...
Przybyły pozostawszy sam usiadł, a raczéj padł na krzesło u stołu, ale jedzenia przygotowanego nie ruszył, oglądał się dziko i wzdychał. Zniesiono węzełki, nie wstał nawet przez ciekawość oknem popatrzeć.
Tymczasem stolnik około kochanéj Teklusi siedział. Wspomnieliśmy już o saméj pani. Nie można się było dziwić spojrzawszy na nią, że mężowi tak do niéj było pilno, ani że jéj w tym kącie czasem bywało tak nudno. Stolnikowa bowiem więcéj niż piękną nazwać się mogła, a miała rodzaj urody w kraju naszym niepospolitéj, więc jeszcze bardziéj uderzającéj. Płeć jéj białości marmurowéj odbijała dziwnie przy czarnych włosach i oczach. Rysy regularne, postać udatna, zwracały oczy każdego. I snadź wiedziała dobrze, że jest piękną, bo każdy ruch jéj był
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.