bawić, gospodarstwo opuścić, ją zostawić samą na łasce ludzi?
Cieszym przyznawał się do win nawet takich, do których się nie poczuwał, chciał ją rozbroić pokorą, ale na ten raz; zdaje się, że to ją jeszcze więcéj jątrzyło. Więc zmilczał, dając przejść burzy i gradowi.
— Ale, ale, przerwał milczenie po chwili: nie mówiłem ci, moja rybko, wszak to mamy nowego sąsiada, którego ja wczoraj poznałem w miasteczku...
Pani, która stała zwrócona ku oknu, pochyliła się nieco, i nie rychło ukazała twarz mężowi na pół rękami od bolu głowy zakrytą, nie odpowiadając mu z początku... Patrzała tylko...
— I tyś go poznała, mówił mi, że tu był?
Pani odjęła ręce od czoła, popatrzała na stolnika i powoli się odezwała:
— A był... tak, był... jakiś dystyngowany człowiek.
— To wielkie dla nas szczęście, zacierając ręce rzekł stolnik, żeśmy go tu dostali... przynajmniéj jeden sąsiad bliższy a cale do ludzi. Jak go znajdujesz?
— Dosyć... ale w istocie miły, wybąknęła pani Lambertowa, przynajmniéj mi się takim wydał... choć tych ludzi dworskich ani z twarzy, ani z mowy osądzić nie można. Wszystko to od dzieciństwa uczeni komedyanci...
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.