Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Stolnik ruszył ramionami i w duchu pomyślał: „Dosyć, że dziś jéj wszystko złe.” I już miał zamilknąć, gdy powoli ona sama zaczęła rozmowę o szambelanie.
— Był tu u mnie, rzekła, choć może o staje mieszkając mógł wiedzieć, żem sama, że męża nie ma, i wypadało mu odwiedziny odłożyć do twego powrotu. To mi się nie podobało tylko.
— Przepraszam cię, Tekluniu, przerwał stolnik. Może to być zwyczajem na wsi, ale u nich w mieście wizyta się należy tak dobrze pani domu jak panu, nie czekając na niego. Postąpił sobie grzecznie. A teraz pewny jestem, zaśmiał się Cieszym, że go sama nuda do nas przypędzi, i cieszę się z tego.
— Kłopot taki w domu, mruknęła pani trochę ale już mniéj zadąsana: nie wiedzieć czém takiego gagatka przyjmować.
— O! o! moja dobrodziejko! bez żadnych występów, co Bóg dał... Co dobre dla nas, dobre dla niego, a nie podoba się, niech sobie doma siedzi.
Teklunia zaczęła się przechadzać po pokoju, chmury widocznie przechodziły, wzięła w rękę naszyjnik, popatrzała przeciwko światłu i rzuciła. Już nie była tak nadąsana i gniewna, a stolnik myślał o czém inném, gdy poczęła z nienacka dość żywo:
— Tak mnie zdziwił temi odwiedzinami, rze-