Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Z niecierpliwością jejmość ramionami poruszyła i znowu zły humor powrócił.
— Dla kogoż ja kiedy byłam niegrzeczna? proszę ciebie!
Cieszym zakąsił usta, pocałował w rękę i wybiegł. Po wyjściu jego piękna pani spojrzała się w zwierciadło, zdawała się w niém rozmawiać z sobą, uśmiechnęła się, zmrużyła oczy, zrobiła minkę smętną, potarła rączką po czole, i z uczuciem jakiéjś niecierpliwości poszła do jadalnéj sali. Pawełek latał koło niéj szczebiocząc.
W téjże chwili prawie w progu ukazał się Czokołd; ale czy go droga znękała, czy do towarzystwa kobiecego był nienawykły, czy nadzwyczajnéj piękności twarz takie na nim uczyniła wrażenie, w progu prawie zmartwiały i osłupiały się trzymał. Postąpił potém kroków parę, nie śmiejąc nic mówić, a na powitanie pani widocznie posłyszawszy dźwięk jéj mowy, zadrżał i nie rychło zebrać się potrafił na odpowiedź. Głos jego tak zmienny jak on sam, wydał się Cieszymowi dziwnie łagodnym i nieśmiałym. Zdawało mu się go braknąć chwilami, słów także. Ta nieśmiałość ujęła też Teklunię, która spojrzawszy nań łaskawiéj, wskazała mu miejsce przy stole.
Lambert w zakłopotaniu wielkiém z razu, rozweselił się widząc, że jakoś pierwsze lody