— Bądź pani dla nas... dobrą! — rzekł.
— Jakto już — dla nas? — spytała francuzka — dla nas?...
— Przypuśćmy że ja się mylę... no — bądź pani dla mnie — dobrą... i nie odmawiaj mi.
— Zgoda, ale trzeba żebyś się szalenie kochał! ja tak dawno nie widziałam szalonego kochania — a to mnie odmładza! — śmiejąc się rzekła St. Flour.
Oleś cały poruszony siadł do idącego za nim powoziku... Francuzka zdziwiona, roztargniona, powoli do pałacu. Hrabina miała migrenę, ks. Maryan poszedł był szukać Emila, który bodaj czy się nie puścił do pięknej córki leśniczego... Julia sama była w salonie. Widocznie oczekiwała poruszona, niespokojna, na powrót francuzki, która zmierzyła ją wzrokiem ciekawym, niedowierzającym, zdziwionym...
— Zagadałam się z tym zabawnym panem Olesiem — odezwała się francuzka, i anim się spostrzegła jak zawędrowałam z nim do stóp krzyża... Co to za miły człowiek, gdyby miał statek...
— Ja znajduję — szepnęła Julka — że on i bez statka jest miły...
— Podoba ci się?
Hrabianka nie zawahała się chwili, rzuciła się na szyję francuzce, z prawdziwie dziecinną otwartością, szepcząc jej do ucha...
— Ja go kocham!!
St. Flour, która miała się zawsze za nadzwyczaj przenikliwą, dowiadując się o tej miłości, która jej z pod nóg wystrzeliła nagle... uczuła się upokorzoną, zawstydzoną... osłupiałą...
Załamała ręce, podniosła głowę...
— Dzieją się rzeczy! — zawołała — o których człowiek nie marzył... Jakże się to stało? Ależ — ja cię z oka nie spuszczałam na chwilę, ja słyszałam bicie twego serca? Zkąd? kiedy to przyszło? gdzieżeście się spotykali? na Boga! ja drżę.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/100
Ta strona została skorygowana.