ter zaś widząc jak żona bombarduje nieszczęśliwego obywatela, mówił sobie w duchu: — Gotów oszaleć!
Oleś wszakże bynajmniej wzruszonym się nie czuł.
— Słowem — kończył Paździerski — że do tego przyszło, iż hrabstwo go odprawili, kuzynka za niego poszła i tak musieli za tę miłość całe życie biedę klepać. Ot tobie miłość! — dodał Paździerski.
— A już też wygadujesz! — szepnęła żona ujmując się za miłość (co było jej obowiązkiem).
— Trzeba znowu im to przyznać, szelma jestem — mówił gospodarz, iż z sobą na dziś dzień żyli przykładnie i święcie... Więc co ludzie nieświadomi plotą: Zellerowie tacy owacy — a przecież młodych rodzi osoba z wysokiego domu... a no, o tem nikt nie wiedział.
Podano herbatę z cytryną. Przyniosła ją służąca, nie zalecająca się elegancyą ubioru, ani staraniem o zbytnią czystość około siebie. Poczthalterowa widząc fartuch zakasany, łokcie obnażone, bose nogi w przydeptanych trzewikach (do których sama słabość miała) dała jej znak, aby się wyniosła, co najprędzej... Nastąpiło też to z ogromnem rzuceniem drzwiami.
— Klempa! — odezwała się cicho pocztmajstrowa — ale pozostała spokojną.
Poczthalter, pełen wiadomości, ciągnął dalej nauczające opowiadanie.
— Dzieci, panie dobrodzieju — nie ma co powiedzieć że im się, okrom jednego, udały... ale, właśnie ten wisus ostatni, po którym się nikt nigdy nie spodziewał, aby co z tego było — ten pan Alfred wyszedł na milionera!! Ale się to poczęło okropnie, rodzice mało z desperacyi nie pomarli — ona sama odchorowała i po dziś dzień kawęczy... Chłopiec był zdatny do muzyki aż strach... Myśleli że z niego wirtuoz wyrośnie. Młody jeszcze był gdy lekcye począł dawać... Ojciec hrabiny Maryi — pan wie... chcąc córce dać edukacyę osobliwą; wziął go do domu... Co się
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/117
Ta strona została skorygowana.