— Gdzie zaś... wcale nie ma nic... tyle że młoda!
Ruszyła ramionami pani Paździerska.
— Pewnie jej do ciebie, żonko kochana porównywać nie będę — odezwał się poczthalter... ale brzydka nie jest.
W czasie opowiadania dopił herbaty pan Aleksander, kilka słów jeszcze zamieniono, piękna pani uśmiechnęła mu się wdzięcznie na dobranoc, i gość, trochę rozerwawszy się widokiem tego szczęścia domowego, zadumany pociągnął do Kurzejpiętki... Wchodził właśnie do zajazdu, gdy się do niego wtoczył powóz, a gospodarz pospiesznie przyszedł mu na ucho zwiastować, że przyjechał ów będący przedmiotem powszechnej ciekawości, bogaty Zeller. Oleś się zatrzymał i zobaczył go wysiadającego... Brała go chęć wielka zabrania znajomości, ale do tej nie było najmniejszego pozoru nawet, a narzucać się komuś z prostą i niedorzeczną ciekawością — pan Aleksander sobie nie życzył... Pokoje, które zajmowali, przedzielało tylko cieńkie przeforsztowanie. Dawny i dobry znajomy pan Henryk zaszedł do Olesia na gawędkę, powtórzył mu raz jeszcze o Zellerze to, co on już z kilku ust słyszał, a że się pan Aleksander trochę wydał z tem, iż radby zrobić znajomość, żyd zaręczył, iż nie ma nic łatwiejszego. Nazajutrz podpisywać miano u p. Zellera dokumenta jakieś tyczące się nabycia i przedłużenia dzierżawy dwóch folwarków, pan Henryk ofiarował się zalecić Olesia, który zgodził się na to...
Zatrzymał się nawet nazajutrz trochę dłużej w miasteczku, niżeli miał zamiar w początku, i około dziesiątej ujrzał wchodzącego do swojego pokoju, surowego dosyć oblicza mężczyznę, prosząc go czyby nie był łaskaw, podpisać mu się jako świadek.
Oleś prosił go siedzieć — i ze zwykłą otwartością zagaił rozmowę.
— Miło mi jest pana poznać — rzekł. Słyszałem o jego losach, bo, domyśleć się łatwo, iż jesteś tu
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/119
Ta strona została skorygowana.