o nic, od ludzi nie odwracał, ale — byle kto tknął jego sposobu życia... i t. p., wynosił się milczący.
Ci co go u proboszcza widywali, opisywali starca jako krzepkiego, więcej niż średniego wzrostu mężczyznę, osiwiałego, z twarzą kościstą i pomarszczoną, ze spływającym wąsem... z oczyma siwemi, wpadłemi pod kości... poważnego obyczaju, wcale nie uniżającego się i trzymającego zdala o ile możności. Na święconem, ledwie kanonik z nim coś więcej mógł pomówić, zwykle go dopytując o pasiekę... inni nie wiedzieli jak go zaczepiać.
Przez bardzo długie lata zerwane stosunki z hrabiną Maryą, siostrzenicą rodzoną — ludziom tak z pamięci wygluzowały pokrewieństwo, iż nikt go się nie zdawał ani domyślać... Bardzo już dawno, ktoś niezręcznie raz o tem był napomknął hrabinie, która się mocno zarumieniła i zaparła wszelkiego powinowactwa. W jej własnym domu, dzieci nie wiedziały o tem. Można się z tego było domyśleć, że pochodzenie owego łowczego, zbyt skromne, domowi hrabiów zaszczytu by nie przyniosło.
W czasie swoich wycieczek do Lublina, ci co śledzili przez ciekawość Okoszkę, nie mogli się dobadać, co się tam z nim działo. Zostawił konie w gospodzie, sam wychodził na miasto i ginął w niem, włócząc się gdzieś po kątach; wycieczki te prawie regularnie raz co miesiąc się odbywały. Bryczkę zaprzęgano do dnia, psy już wiedziały o co idzie i nie napierały się towarzyszyć panu... przeprowadzały go tylko do bramy. Nazajutrz siedziały przeciwko wiatru pociągając nosami, i wiedziały na pewno, o której wróci godzinie.
Stara Kachna i Żmija z Zbójem starczyły na dopilnowanie dworku.
Po powrocie Zellera młodego — właśnie wypadła jedna z tych wycieczek panu Okoszce, który z niej wrócił chmurniejszy niż zazwyczaj i przez cały dzień następny chodził niespokojny, dopóki się nie ukołysał, wracając dopiero drugiego dnia do swoich książek
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/129
Ta strona została skorygowana.