— Ale — ani słowa... Jeżeli o tem niema nic w Mejdingerze, to chyba się zapomniał — rzekł Oleś, — stara prawda.
— Nie żartuj, proszę cię! — niecierpliwie zawołał Wilski, którego spoważniałe nadmiarę oblicze Olesia, zaczynało drażnić, — mów seryo i otwarcie.
— Ale kochany mój — odparł Oleś — nie mogę otwarciej być z tobą jak ty ze mną. Mierzę ci miarką, jaką mi ty odmierzyłeś.
Wilski potarł włosy i począł chodzić milczący ręce włożywszy w kieszenie...
— Jeżeli ci o to szło — odezwał się w końcu Aleksander — ażebym ja twoje postępowanie aprobował, przyciskam na niem pieczęć mojego uznania... Masz słuszność! Stój z dala od hrabiny, znając swą słabość — to najbezpieczniej.
Wilski nie był konkluzyą zadowolony.
— Gdybyśmy na pierwszy raz pojechali do hrabiny? bąknął cicho, stojąc u stołu, o który Oleś oparty oburącz, palił cygaro...
Roześmiał się dobrodusznie pan Aleksander i głową potrząsł.
— Myśl jest w zasadzie dobra — rzekł — ale w wykonaniu znać nowicyusza... Nie. — Trzeba to inaczej ułożyć, chceszli aby przezroczystem nie było. Ty jedź do hrabiny... umówmy się o godzinę — a ja daję ci słowo, że nadjadę nie dalej jak w kwadrans, nic o tobie nie wiedząc. Będziesz niewinny, nic ci to u niej nie zaszkodzi, na barki natręta zrzucić wszystko... a ja — choćby mi nosem krzywiono najwyraziściej, dosiedzę do twego odjazdu...
Nie chciało się zrazu Wilskiemu przyjąć wniosku, w którym czuć było, że został odgadnięty aż nadto, ale był mu bardzo dogodny...
Pomyślał niby chwilę i rzekł.
A no — kiedy chcesz — to dobrze.
— Jutro?
— Zgoda, o której?
— Czekam byś naznaczył, zastosuję się.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/138
Ta strona została skorygowana.