Hrabiance Julii dostarczała teraz matka, także mnóstwo ascetycznych książek, dogadzając jej mniemanemu usposobieniu, iż całe stoliki zarzucone niemi były. Odprawiała ją ciągle do tej upodobanej lektury...
— Ale — proszęż cię — ja wiem że ci to robi przyjemność... możesz się niekryć przedemną. Hrabianka Julia żadnej z tych książek nie otwierała nawet, lecz na górze z niemi znaczniejszą część dnia trawić musiała.
Bez obawy więc, aby im ktoś rychło przerwał to, upragnione „w cztery oczy,“ hrabina mogła rozłożyć zawczasu rozmyślaną akcyę swą, na ofiarę, której się doczekała, według pewnego stopniowego systemu. Milczenie poprzedzić miało pierwsze wylanie serc... Wzdychała patrząc na Wilskiego, który się zmięszał widocznie, przysłuchując czy Oleś nie jedzie. Obrachował że roztargniony, mógł się o godzinę omylić, mogły go ponosić konie, złamać się bryczka.
Ja tak dawno, dawno, czekałam na ciebie — wyglądałam stęskniona. Wiedziałam że serce twe potrzebuje pociechy... chciałam z nią pośpieszyć... Po całych dniach wyglądałam... liczyłam godziny...
— Byłem tak zajęty, związany...
— A! ja to pojmuję... ja tego za złe nie mam, żeś się nie uciekał do mnie... ale byłam tak niespokojną... Wilski też zaczynał być niezmiernie niespokojnym, Olesia ani było słychać, rozmowa przybierała zwrot niebezpieczny.
Szczęściem, pan Aleksander był słowny, oprócz tego własny interes pędził go tutaj, i lekki tentent zdaleka... poczynał rosnąć. Na twarzy hrabiny odmalowywał się coraz większy niepokój, brwi się marszczyły, łagodny wyraz zmienił się na usposobienie gniewliwe.
— A! mój Boże! — zawołała — otóż w takiej chwili dla mnie drogiej, jakiś natręt...
Ścisnęła ręce Wilskiego naprędce. Oleś już był we drzwiach.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/140
Ta strona została skorygowana.