Hrabina nie lubiła go nigdy, ale w tej chwili, byłaby... rzuciła się nań, gdyby mogła. Oleś wchodził z tą fizyognomią flegmatycznie znudzoną, obojętną, jak zawsze; przyszedł powitać hrabinę, zdziwił się niezmiernie, zastawszy tu Wilskiego, i siadł, przysuwając się blizko, z wielką troskliwością wypytując o zdrowie pani.
Tymczasem z okna pokoju St. Flour dostrzegła ona i poznała konie Olesia, i pędem wbiegła do Julii, która siedziała zadumana w kątku.
— Oleś przyjechał! — szepnęła.
Dosyć było tych słów, aby w uśpioną istotę wlać życie. I ona pobiegła do zwierciadła.
St. Flour, dobra droga moja! Idziemy na dół do salonu! W tej chwili!
— A cóż powie mama?
— Niech mówi co chce. Zaklinam cię, schodziemy natychmiast. Na dole już jest Wilski... oto jego konie stoją...
Ale mama...
— St. Flour, życie moje — ja muszę zejść? bądź co bądź! — powtórzyła Julia, nie słucham nic. Idziemy.
Francuzka opierać się nie mogła, nie miała serca. Wyjście to trochę zawczesne, nie zupełnie było prawidłowem... mogło być nieprzyjemnem hrabinie, ale ta biedna Julia! musiała ją ratować!
Spuściły się więc ze wschodów, i hrabianka przededrzwiami przybrała swą powszednię, skromną, sztywną, prawie zakonną postawę. St. Flour nie wiedziała, że na ten raz, ona i Julia były hrabinie pożądanemi, bo mogły zabawić nieznośnego Olesia, a dozwolić jej na osobności naradzać się z opiekunem. Wzrok więc, którym matka powitała córkę i guwernantkę, nie był gniewnym, i owszem... Zdało jej się, że nadchodziło ocalenie.
Oleś wstał zaraz na powitanie panny Julii i St. Flour zwrócił się ku nim.
Obrót ten rzeczy, dozwolił hrabinie szepnąć Wilskiemu, że radaby z nim pomówić choć chwilę na
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/141
Ta strona została skorygowana.