Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

Plotła się w ten sposób, ta znana przegrywka miłości, co się kończy... wyznaniami... i chwilą szczęścia...
St. Flour ani nikt nie mógł odgadnąć, jak daleko zaszli dnia tego. Wilski z hrabiną chodzili ciągle po salonie, guwernantka, spoglądając w tamtą stronę, widziała tylko wypalone rumieńce hrabiny, i niezmierne zakłopotanie na twarzy Wilskiego.
Gdy w salonach dwu odegrywały się te dwa duety, w oficynie obudził się ks. Maryan, zobaczył konie w dziedzińcu, poznał ekwipaż opiekuna i miał sobie za obowiązek przyprowadzić swojego elewa. Poszedł go szukać w sąsiednim pokoju nad książką. Znalazł książkę rozłożoną, ale Emila nie było. Pobiegł więc za nim do ogrodu, i aż wracając dopiero znalazł go w stajni siedzącego na starym żłobie, i zabawiającego się z Maćkiem. Zszedł go tak niespodzianie, iż uszu jego doleciało imię — Marysi! Przestraszył się i wyrwał co najprędzej Emila z niebezpiecznego towarzystwa. Imię to w ustach hrabiego było całą rewelacyą! Ks. Maryan wrócił przelękniony i posępny.
Obiecywał sobie teraz pilniej daleko czuwać nad Emilem, w którego niedojrzałości zbytnie pokładał zaufanie.
Nic mu nie mówiąc, porwał go z sobą do salonu. Weszli, i przerwali rozmowę pannie Julii z Olesiem, bo Emil natychmiast zbliżył się do gościa, ku któremu pociąg czuł szczególny, i korzystając z niebytności mamy, męczyć go począł pytaniami i zwierzeniami.
Gdy nareszcie podano herbatę, i całe towarzystwo usiadło do stołu, pilny badacz, byłby mógł po twarzach czytać niemal wrażenia tylko co ukończonych rozmów.
Hrabina była smutna, roztargniona, ukrywała gniew wymarzoną łagodnością i rezygnacyą. Wilski osłupianemi oczyma, znużony jak atleta po walce cyrkowej, patrzał w talerz. St. Flour biegała oczyma po wszystkich. Oleś był wesół niby, ale zadumany nad swój zwyczaj. Julia, choć chciała wrócić do uśpienia,