Ojciec nie śmiał oczu podnosić, panna Konstancya ubrana była tak bardzo skromnie i ubogo, jakby o strój wcale nie dbała.
Jednakże wszystko co miała na sobie, dowodziło smaku i instynktu piękna. Paweł, który się był pozostał z chorą matką, nadciągał za rodziną, z wesołą twarzą, ale ani o włos nie jaśniejszą jak za dawnych czasów, gdy na żydowskiej bryce, razem z różną gawiedzią ciągnął na jaki dzień do starego dworku.
Teraz wszyscy spieszyli się witać, zaczepiać i dobre słowo zyskać od panów Zellerów.
Poczthalter, który szedł z panią Paździerską z drugiej strony, i miał czas się przypatrzeć wszystkim, naprzeciw ciągnącym do kościoła, był zdziwiony i oburzony tem, iż Zellerowie wcale się do nowego położenia nie stosowali.
— Uważasz kochanie moje — szeptał do ucha pięknej towarzyszce — chcą nam dać naukę. Szelma jestem, że to impozycya swego rodzaju, umyślnie się poodziewali w stare suknie, niebyli tacy skromni, a to jest finfa dla nas, co sobie pozwalamy lepiej chodzić. — O! ja to rozumiem! Finesy są! Żeby też ten bogacz choć nie wystąpił.
— Cóż bo ty chcesz, jeśli gustu do tego nie mają! — mówiła Paździerska — zwyczajnie ludzie ze stanu ordynaryjnego.
— Nie — ale, szelma jestem — impozycya, a dla tego, jakem ich parę dni temu po ludzku zaczepił, chcąc się zbliżyć, jak z kamienia, albo ja tam o to dbam.
Do innych pobożnych, należał dnia tego i łowczy Okoszko. Przybył parą swoich tłustych koni, które postawił w gospodzie, a sam, szedł do kościoła. Wyróżniał się zdala tak w tłumie, że niepodobna było nie spojrzeć na niego. Słusznego wzrostu, w butach do kolan, ubrał się był dla gorącego dnia w nankinową katankę, która nie była ani kurtką, ani spencerem, ale czemś pośredniem. Długie nogi wystające z pod niej, wydawały się cienkie... na głowie, ponieważ kapelusz
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/148
Ta strona została skorygowana.