spodarz palił się żądzą bliższego z nim poznania. Atrakcya jaką wywiera na otaczających pieniądz, ciągnęła go ku bogaczowi a może i coś więcej. Panna Konstancya, jakkolwiek córką, a może i wnuczką jego być mogła, wydawała mu się nader ponętną, a teraz... nie sposób, aby tak bogaty brat nie chciał jej wyposażyć i nie sposób aby taka panna Zeller, ubożuchne stworzenie, nie miała sobie za największe szczęście podać rękę Abdankowi, — staremu szlachcicowi, który mógł nawet do arystokracyi się liczyć. Było to najdziecinniejsze, powiedzmy szczerze najniedorzeczniejsze marzenie, pan Mieczysław nie śmiał by się do niego był przyznać — a jednak zabawiał się niem, czesząc ołowianym grzebykiem i patrząc w zwierciadło.
Życia jeszcze miał za mało i zdało mu się, że godziło się jeszcze raz go próbować.
Zobaczywszy Zellera i oryginalną postać, która mu towarzyszyła, stojących blizko i zdających się naradzać co począć z sobą — Abdank przyskoczył do Olesia, zaklinając go na wszystko co miał na świecie najdroższego, aby Zellera do niego zaprosił, bodaj z tym drugim w nankinach. — P. Aleksander na długo się wahał i zbiegł z ganku, ale Okoszko tymczasem dostrzegłszy ruch, skrył się z towarzyszem za płotem. Oleś dopadł ich tu zdyszany, sądząc, że mu już uciekli.
— Szanowny panie — zawołał wesoło chwytając pod rękę Alfreda — przepraszam że go, jak rozbójnik, napastuję, ale powszechnej prośbie oprzeć się nie mogłem. P. Mieczysław Abdank i kilku obywateli zebranych u niego, radzi są pana poznać. Mam missyę prosić go na śniadanie. Nie odmawiaj pan. Wszedłeś nabyciem majątku w obywatelstwo, powinieneś znosić jego ciężary.
— A ponieważ pan dobrodziej — dodał zwracając się ku Okoszce — towarzyszy panu Zellerowi... zechcesz także zaszczycić...
Okoszko usta wydął i głową pokiwał.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/153
Ta strona została skorygowana.