Herbata podana była z taką wytwornością i znajomością wszelkich prawideł, jak gdyby na nią gości oczekiwano... Ale tu tak być musiało codzienie, hrabina wiedziała co domowi i imieniowi była winna, i nie byłaby ścierpiała najmniejszego zaniedbania. Kryształy, srebra, bielizna, zachwycały świeżością i blaskiem... Serwetki były herbowne, masło herbowne, fotele także.
Pani zajęta fotel gospodyni, i towarzystwo rozsiadło się na miejscach zwykle sobie przeznaczonych... Przy Emilu ks. Maryan, za hrabianką pani St. Flour, która na wezwanie pani zajęła się nalaniem herbaty, już przygotowanej przez kamerdynera.
Sala jadalna z kredensem starym, ze srebrami okazowemi wytwornej roboty, miała naturalnie szereg portretów przodków na ścianach, i wyglądała w obiciu, naśladującem skórę złoconą, bardzo poważnie i pięknie. Na postumencie w pośrodku długiej ściany, stała zbroja całkowita, przedstawiająca rycerza z hallabardą. Po nad nim w ramach czarnych rosło drzewo genealogiczne, wspaniałe, z niezliczonemi już konary... Stopy jego w zamierzchłej tkwiące starożytności... sięgały pono jakichś cudzoziemskich rodów książęcych, o których nikt nigdy nie słyszał, oprócz na tej ścianie.
Toż samo poważne — melancholiczne zamyślenie, które hrabina zachowała będąc samą, towarzyszyło jej tutaj, ubarwione tylko uśmiechem błogim, — którem to Julkę, to Emila, a nawet księdza i panią St. Flour obdarzała.
Każda z osób niem uszczęśliwionych, odpowiadała natychmiast naśladowaniem tego samego uśmiechu, który na ustach Julii przemykał się jak smutny odbłysk jakiś, u Emila nabierał charakteru poważnego, w księdzu namaszczał się pobożnością, u pani St. Flour okrywał poddaństwem i pokorą.
Hrabina wypiwszy pierwszą filiżankę herbaty z gracyą, powolnością i pańską obojętnością jakąś, odchrząknęła do rozmowy. Spytała: Cher Emil’a
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/17
Ta strona została skorygowana.