Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

Wachano się z zaproszeniem burmistrza, bo ten też nie grał, chyba w maryasza. Czasem się trafił przejeżdżający znajomy, którego zatrzymać umiała pani czarnemi oczyma, a poczthalter rubaszną gościnnością... O starym Zellerze nie było co myśleć, gdyż ten pędził życie dziwaczne, nie odchodząc prawie od krzesła chorej żony.
Właśnie, późną już jesienią rozpoczynały się te przyjęcia u poczthaltera, i dnia jednego zjawił się Micio, który adorował wielce poczthalterową, z czego mąż niezmiernie był szczęśliwy, chlubiąc się tem przed wszystkimi; — czekano na ks. Hamerskiego, samowar był już nastawiony i kipiał w sieni, czekając aż go wprowadzą do pokoju, gdy z probostwa nadszedł Antek, chłopak co do mszy sługiwał, dając znać, że kanonik musiał do chorego jechać, bo wikary był w łóżku na febrę, której dostał jeszcze w żniwa. Nie ulegało wątpliwości, że to nie była wymówka tylko, bo wikaremu wątroba puchła, a szlachcic z dawna niedomagał.
Z rezygnacyą, ale nie bez złego humoru, przyjęła tę wiadomość gospodyni, która miała przysposobioną gęś na wieczerzę, pieczoną z jabłkami, i ks. kanonikowi nią zaimponować pragnęła. Paździerskiemu szło o wista... Pan Mieczysław tymczasem przysiadał się do gospodyni.
— Szelma jestem, pan mi żonkę bałamucisz? — wstał poczthalter uszczęśliwiony... a Abdank śmiał się i lgnął do niewiasty, która mu się uśmiechała. Płaciło choć to za doznany zawód, bo panna Konstancya Zellerówna, ani mu się zbliżyć do siebie nie dała... a wkrótce po pierwszych próbach pana Mieczysława pierzchnęła na gospodarstwo do brata...
— Byłaby ją ze swoim synem swatała też siostra kanonika, pani Burska — w nadziei, że chłopak, ożeniwszy się, ustatkuje... ale i tej prysła z przed oczów panienka, a wyprawiony dla wyrozumienia Zellerów ks. kanonik, z niczem powrócił. — Nie lubiono w ogólności tej rodziny, gdyż się do ludzi nie gar-