Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

— Co to za szkoda, że ja, co tak dawno szukam dzierżawy — wcisnął poczthalter — nie wiedziałem o tem, byłbym też kontrahentem...
Bardzo żałuję — rzekł Zeller.
— Wolałbym i ja dzierżawę — dorzucił Juraś — niż takie lokaty kapitałów, jak moje! Gdyby też nie Wilski... nigdybym tego nie zrobił!
— Wilski jest dobrze w interesach — wtrącił Zeller — o ile słyszałem.
— Ale on nie dla siebie, tylko dla hrabiny Maryi wyłudził u mnie... Teraz, słyszę, interesa jej zachwiane... pozywać muszę — śliczna rzecz. Prawnicy to taki naród, że ze skóry człeka obedrą.
Zeller żywo bardzo zwrócił się ku mówiącemu, usłyszawszy ostatnie słowa; drgnął cały, chociaż wprędce bardzo zmiarkowawszy się, udał obojętnego.
— Wieleż pan tam pożyczyłeś? — zapytał.
— Co pan myśli? Krwawicy mojej, potu mojego — rzekł Juraś — przeszło dwakroćstotysięcy...
— I chcesz pan o to pozywać? — spytał Zeller...
— Muszę... Tam się słyszę wszystko zwichnęło — mówił Juraś żywo. — Wilski się wprzódy mocno interesował, opiekował, teraz zamierza ręce umyć. Zadurzył się w jenerałowej z Uznowa, czy ona go durzy, tamtę porzucił. Ludzie nosy mają, wszyscy wierzyciele padną na majątek hrabiny. Trzeba innych wyprzedzić.
Zellera oczy zajaśniły i zdawał się coraz żywiej zajmować przedmiotem rozmowy. Uśmiechnął się do poczthaltera, przysunął z krzesłem do Jurasia.
— Nie raz się to trafia — rzekł — że ludzi popłoch ogarnia bez przyczyny. Naturalnie jak się wszyscy rzucą żądając wypłat... hrabina zbankrutuje... a waćpanowie potracicie. Mogłaby znaleść kredyt przecie, gdyby czas miała...
Juraś i poczthalter się rozśmieli.
— Hrabina? a któż jej pożyczy — dodał pierwszy. Ja, stan hypoteki znam doskonale! Oprócz tego co w księgach, długi są nieintabulowane... Kto jej da