Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

kredyt? Dopóki ludzie sądzili że się Wilski z nią ożeni... co innego było...
Zeller się uśmiechał i głową kiwał dziwnie.
— Więc pan byś swój dług zapewne ustąpił? — zapytał — gdyby się kto trafił.
Juraś oczy wytrzeszczył — zląkł się.
— Jak to pan rozumie? ze stratą?
— Jeżeli procesowanie ma kosztować, jak pan sam powiadasz? — rzekł Zeller.
— Ale koszta procesu jej zaliczę! — zawołał spekulant, — jasna rzecz.
— A jeśli z przeciążonego majątku wyzyskać ich nie będzie można? — podchwycił Zeller.
Szamiłowicz się zaciął. Przyszło mu na myśl najprzód, że może Zeller chce nabyć pretensyę, a bał się wygadać, iżby z niej coś ustąpił. Z drugiej strony tak się jej rad był pozbyć i lękał — iż zrażać fantastycznego nabywcy — nie chciał.
— Jeśli ma zanadto pieniędzy, głupi człek, i chce je rzucić w błoto? czemu nie korzystać? — mówił sobie w duchu. — Ale Jurasiu, kochanie, nie gorączkuj się! powoli!
Popatrzał więc na stoł, usta wydął i rzekł obojętnie.
— Proces, rzecz paskudna, zwłaszcza dla człowieka w dorobku jak ja, co i tu i tam ma potroszę grosza, i wszędzie potrzeba mu zaglądać... Zbyć by się zbyło pretensyę — ale tracić... z tej krwawicy...
— Co bo ty ciągle o krwawicy pleciesz, — rozśmiał się Paździerski, zdecydowawszy się brać stronę Zellera, dla przypodobania mu się — gdzieżeś ty to tak krwawo pracował?
Szamiłowicz koso, gniewnie nań spojrzał.
— Juściż — rzekł — żem pracował... Po rodzicach nie wziąłem nic... Co mam tom sobie winien.
Poczthalter rozśmiał się znowu.
— Pewnie — dodał — ale nie krwawym potem... chyba językowi co wyśmienicie mleć umiał!