Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

Zeller dobył cygara z kieszeni i poczęstował poczthaltera i Jurasia, zapewniając ich, że dobre były. W istocie dla tych znawców były aż nadto doskonałe, a Juraś zapaliwszy zawołał...
— Cygaro, słowo honoru... fiu fiu fiu.
— A jak ciągnie!! — odezwał się poczthalter — czysto halbańskie...
Rozmowa o pretensyi — urwała się. Szamiłowiczowi przychodziło na myśl, że bogatego a nieznającego stosunków człowieka możnaby oporządzić — jak on to w swoim języku nazywał.
— Żebym ja miał znaczniejsze kapitały — odezwał się — wolałbym nie budzić licha, wyczekać, a potem majątek, ponabywawszy inne długi, zagarnąć!!
Zerknął na Zellera, który siedział zimny i napozór obojętny.
— Zanadto długo na to czekać — odezwał się z cicha... Ja... mam, przyznaję się, trochę kapitału jeszcze do dyspozycyi, ale wolałbym go inaczej użyć.
— A toć panie złoty interes dla niego — ożywiając się począł Szamiłowicz. Lasy owsińskie przytykają do klucza hrabiny... Gdybym ja był na jego miejscu — dodał śmiejąc się — gdyby mnie traf zetknął z takim biednym Jurasiem na stycyi pocztowej, zgadało się o tem, tobym mu zaraz rękę podał, i interes ubił w dwóch słowach... Dalipan! — zawołał ożywiając się — nabywaj pan.
Paździerski się śmiał. Zeller kiwał głową...
Szablon:Korekts pan co — rzekł — żart żartem... jadę do Lublina listy zastawne kupować — pieniądze mam, — nie byłbym od tego aby interesu nie zrobić, — ale, kochany panie — mnie życie nauczyło ostrożności... Poślę panu mojego plenipotenta, z nim się ułożycie, prawa nie znam.
Szamiłowiczowi aż się gorąco zrobiło z radości na samą myśl, że się pozbędzie tego — kołtuna. Lękał się wszakże, aby plenipotent nie odradził... czego był pewnym...