Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

Odpowiedź nie przyszła łatwo, hrabina wyjęknęła ją raczej, niż wypowiedziała.
— Wszystkiem...
Jenerałowa chwilami patrzała w okno... czasem przelotnie na przyjaciółkę, miała wyraz twarzy obojętny... chłodny... lecz przybrany...
— Moja droga Maryo! wszystkiem, to bardzo wiele... Czybym i ja miała być tem objętą?
Na to nie otrzymała żadnej odpowiedzi, Marya podparła się na ręku i milczała...
Jenerałowa wstała z kanapy i zacierając rączki, podeszła do niej, stanęła, niby zdziwiona niezmiernie.
— Maryniu! proszę cię! Doprawdy, nie wiem co myśleć? Czyżbyś się za co na mnie gniewała?
Spojrzały sobie w oczy, chmurny wzrok hrabiny mówił wiele, a usta milczały...
— Odpowiedz-że proszę cię? — nalegała jenerałowa.
— Cóż ja ci mogę i mam powiedzieć — poczęła wreszcie hrabina...
Są słowa, które bolą, a pożytku nie przynoszą... milczeć lepiej. Podniosła się nieco... i chcąc przerwać — dodała.
— Ale gdzież jest St. Flour? już powinna tu być z Julią.
— Przepraszam cię — seryo odezwała się jenerałowa — nie dzwoń i nie każ wołać ich... musimy się rozmówić. Masz coś na sercu... zrzuć to z niego... Nie odpowiadasz mi na pytanie... więc muszę się domyślać, że ja ci coś przewiniłam?
Hrabina wlepiła w nią oczy — trzymała je długo wryte...
— Uderz się w piersi — wybuchnęła w końcu — Ireno... uderz się w piersi — powie ci sumienie czemeś względem mnie przewiniła?
Jenerałowa się uśmiechnęła z goryczą...
— Naprzykład? Daję ci słowo, że sumienie mam zupełnie spokojne...