— Mów już wszystko, proszę cię, mów — słucham, lżej ci będzie.
— Czy ci się już oświadczył? — dodała z boleśnym śmiechem Marya.
Wilski? Nie — jeszcze nie! Sądzisz że to uczyni? — mówiła zimno...
Usłyszawszy dziwną tę odpowiedź z pytaniem, hrabina ruszyła ramionami i padła na krzesło.
Irena stała nad nią, coś nucąc.
— Wiesz — rzekła spokojnie — masz trochę słuszności. Przybywszy tu, nie miałam co robić, a nie lubię próżnować. Nie było nikogo. Ten Oleś, to nudziasz jakiś. W istocie kokietowałam trochę Wilskiego, ani myśląc, o niczem tak — na próbę. Nigdym sobie nie wyobraziła, żeby człowiek mający pewne obowiązki, niezbyt młody, rozsądny, tak się dał wziąść łatwo na nowość!! Gdym się przekonała, że lgnie, już mnie to bawiło... Ale, powiedz ty mnie, czy możesz do serca takiego najmniejszą wartość przywiązywać... Po chwili, jenerałowa ciągnęła dalej.
— Powinnaś mi być wdzięczną za tę próbę... człowiek nie wiele wart! Zamarzyło mu się może, iż jabym poszła za niego... i że mnie by zwodził bezpiecznie, jak nieboszczkę żonę i ciebie, a miałby Uznów, kamienicę w Warszawie, no, i może tam coś jeszcze, oprócz starej baby.
Widzisz jacy to oni są... — dodała Irena... Ale — czego ci nie mogę darować, to żeś mnie osądziła tak — pardonez l’expression — głupią — żebym jak piętnastoletni podlotek dała się wziąsć łysemu zalotnikowi... i pomieniała moją swobodę, na jego... miłość tuzinkową, dwoje dzieci, kaprysy i bałamuctwa!!
Ruszyła ramionami.
— Nie zapieram się fantazyi — mówiła dalej chodząc po pokoju — mam ich i miałam aż nadto. Co chcesz, taka ciekawość śmieszna! Lecz żebym Wilskiego miała na całe życie wziąść za małżonka... ma chère — vous-êtes d’une naiveté.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/191
Ta strona została skorygowana.