Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

— Juściż wiem że żartowałeś — cela ne pourait pas être serieux. — Ale jak to dobrze było powiedziane! Inna by się wzięła na to — ja — zmiłuj się, stara taka... Gdybym cię, uchowaj Boże, wzięła za słowo... co za kłopot kupiłbyś sobie z kobietą, odwykłą od jarzma i wędzidła! Tyle lat swobodnego brykania.
Na te słowa hrabina weszła blada, gdyż kamerdyner zwiastował, że do stołu podano. Wilski za kapelusz pochwycił i zbliżył się do gospodyni.
— Ja tylko z interesem tu przybyłem i natychmiast dla innego interesu wracać muszę. Hrabina mi daruje, ale tak pilno.
— Konie jaśnie pana — odeszły do stajni — odezwał się kamerdyner.
— A! to mnie nie zrozumiano! — zawołał Wilski — ale ja dałem słowo, i powracać muszę natychmiast
— Przecież nim konie zaprzęgą — złośliwie odezwała się Irena — choć do polewki siąść można.
Wilski rzucił okiem strwożonem, lecz ukłonił się raz jeszcze, odmówił i wyszedł prędko, a nim mu powóz i konie nadeszły, pieszo zadumany powlókł się drogą ku domowi.
W głowie mu dziwnie szumiało... śmiechem arlekina...
Cha! cha! cha! cha.


V.

Lasy posiadłości hrabiny łączyły się, jak Juraś mówił, z borem klucza owsińskiego... Na skraju ich właśnie, stał dworek owego leśniczego, którego córka